Cztery lata temu Martin Koch przebojem wdarł się do światowej czołówki. Od tego czasu nie potrafił jednak nawiązać do tamtych wyników. Sezony 2002/03 i 2004/05 miał słabe, a sezon 2003/04 zupełnie stracony. Początek minionego cyklu nie wskazywał na odrodzenie Martina, ale z biegiem czasu niczym feniks z popiołów wrócił do pierwszej piętnastki PŚ – stając się, niejako przy okazji, jednym z najwybitniejszych specjalistów od lotów narciarskich.
15. Martin Koch (Austria) – 383 punkty (7/+33)
W pierwszym konkursie w Kuusamo nie było Kocha w ogóle. W drugim był trzydziesty siódmy, w Lillehammer też pojawił się w jednym konkursie (pierwszym) – i był tam czterdziesty trzeci. Jawił nam się wtedy jak, co najwyżej, średniak. Pewna odmiana przyszła w Harrachovie – gdzie w pierwszym konkursie był siedemnasty, w drugim jednak znów nie zakwalifikował się do drugiej serii (był trzydziesty ósmy). Przed Turniejem 4 Skoczni pokazał się z dobrej strony w Engelbergu, gdzie był jedenasty. W PŚ przed Czterema Skoczniami zajmował trzydzieste miejsce.
W Turnieju, w każdym konkursie znajdował miejsce w drugiej serii, choć w żadnym nie był w jej czołówce. W Oberstdorfie pierwszy skok miał raczej słaby (pokonał Kamila Stocha), w drugim poprawił się na tyle by zająć 23 miejsce. Najlepiej wypadł w Garmisch-Partenkirchen – pokonał Herra (który i tak wszedł do drugiej serii), a summa summarum powtórzył wynik z Engelbergu. W Innsbrucku miał bardzo niewymagającego przeciwnika (Mathias Hafele – tak wielu się ze mną za to stwierdzenie nie zgodzi, ale wyniki Hafele w ostatnich latach w PŚ pozwalają mi na taki wniosek), a w konkursie był dwudziesty. Gorzej było z Kochem w Bischofshofen – pokonał Neumayera bez trudu, ale w konkursie zajął 28 pozycję. Cały Turniej ukończył na 17 miejscu, zaś w PŚ awansował na 25 miejsce.
MŚ w Kulm wspominać będzie podobnie jak Spaeth Planicę. W konkursie indywidualnym po pierwszym skoku 203 metry był drugi, w drugim skoczył 189 metrów i spadł na pozycję trzecią. W trzecim osiągnął 182 metry i spadł tuż za podium, na które nie wskoczył – skok 199,5 metra okazał się za krótki. Po konkursie indywidualnym wydawało się, że nic Austriaków w drużynie nie zatrzyma, ale tam Kofler zawalił na całej linii i nie było w ogóle medalu – dwa czwarte miejsce, naprawdę szkoda Martina Kocha.
Konkursy w Sapporo Austriacy sobie odpuścili (casus roku 2002 wciąż mając w pamięci). W Zakopanem nie odegrał Koch poważniejszej roli – był tam dwudziesty i dwudziesty trzeci. W Willingen za to pierwszy raz w sezonie zmieścił się w "10" PŚ. Po pierwszej serii ją zamykał (130 metrów), w drugiej poprawił się o 9,5 metra i 3 miejsca. W PŚ utrzymał 25 miejsce z końca Turnieju 4 Skoczni, zaś przed ZIO jeszcze wystąpił w austriackiej drużynie w Willingen, która ustąpiła tam Finom.
W Turynie indywidualnie Koch wypadł raczej słabo – był 23 na skoczni normalnej i 32 na dużej, niemniej Pointner zaufał mu i w drużynie Martin nie zawiódł – choć trzeba to lojalnie przyznać, był jej najsłabszym ogniwem – złoto jednak stało się faktem. Powetował sobie niepowodzenie z Salt Lake City kiedy to po dobrych konkursach indywidualnych (14 i 8 miejsca) został… wycofany z drużyny. Austria zawiodła wtedy na całej linii.
W Lahti Austriacy znów zwyciężyli w drużynie, zaś indywidualnie Martin był jedenasty (choć po pierwszej serii był nawet dziewiąty). Awansował w PŚ o 3 miejsca. W Kuopio w tej części sezonu wypadł Martin najgorzej (siedemnaste miejsce), potem już nie opuszczał pierwszej dziesiątki. W Lillehammer ją zamykał, ale w Oslo już był na szóstym miejscu. Właśnie – po pierwszej serii skokiem 133,5 metra prowadził, niemniej spalił zupełnie drugi skok i spadł z podium. W PŚ awansował z 22 na 19 miejsce, a w Planicy skakał już jak z nut. W pierwszym konkursie skoki 219,5 i 218 metrów dały mu 3 miejsce – powrócił na podium PŚ po ponad 4 latach! Awansował w PŚ momentalnie na 15 miejsce, którego nie mógł polepszyć, ale i nie stracił bowiem świetne skoki dwa razy po 222,5 metra dały mu drugie miejsce – drugie też w klasyfikacji Lotów Narciarskich.
Koch może być z siebie zadowolony. Wielu skazywało go na niebyt, on tymczasem wrócił do czołówki. Trochę w cieniu Morgiego i Koflera, czy nawet weterana Widhoelzla jest jednak skoczkiem światowej klasy.
CDN