We wczorajszym artykule zapowiadałem, że w sobotę o rekordy życiowe będzie trudniej - i rzeczywiście, rekordowych skoków w ogóle dziś nie mieliśmy. Nie znaczy to jednak, że sobotni konkurs był nudny...
Jasne jest, że istota lotów narciarskich to osiąganie jak najlepszych rezultatów, bicie rekordów. Dziś tego typu zdarzeń na skoczni im. Heiniego Klopfera nie mieliśmy, ale konkurs i tak był bardzo ciekawy, emocjonujący. Mimo wszystko obfitował w dalekie loty, jak i pewne ciekawostki.
Bohaterem dnia był oczywiście Timi Zajc, który triumfował w Oberstdorfie po raz czwarty w karierze. Niezły bilans, jeśli przypomnimy sobie, że Słoweniec w ogóle ma zwycięstw pięć. To, którego nie odniósł w Oberstdorfie, zanotował w Planicy, również w lotach. Co ciekawe, jego jedyna wygrana na dużej skoczni (biorąc pod uwagę konkursy zimowe elity - nie uwzględniamy więc Letniej Grand Prix, Pucharu Kontynentalnego i FIS Cup) miała miejsce również w Planicy - na mistrzostwach świata.
Dziś Zajc nie latał najdalej w żadnej serii - ani w próbnej, ani w konkursowych. W drugiej rundzie konkursowej zanotował jednak drugą odległość dnia - 233 metry ze skróconego rozbiegu. Dalej lądował tylko Johann Andre Forfang (235 m), a oprócz tej dwójki linię 230. metra przekraczali Domen Prevc (231,5 m) i Daniel Tschofenig (230,5 m).
Dodajmy, że w pierwszej serii konkursowej najlepsza odległość należała do Naokiego Nakamury - 226,5 metra to wynik o ponad osiemdziesiąt metrów lepszy od najsłabszego rezultatu rozegranej kilkadziesiąt minut wcześniej serii próbnej. Ten najsłabszy wynik (146 m) należał zresztą do... Nakamury.
Łącznie zanotowaliśmy dziś 56 skoków zakończonych za punktem K. Rekordów życiowych nie było, więc i artykuł nie zawiera tabelek. To może się zmienić jutro - w kwalifikacjach do stawki powrócą ci, którzy odpadli w piątek - a wiadomo, że największy potencjał drzemie w tych, co jeszcze nie wyśrubowali swoich życiówek. Wiele jednak zależy od pogody i od decyzji jury...