Mówi się, że w sporcie nie ma nic za zasługi, a trofea trzeba po prostu wywalczyć. Markus Eisenbichler z pewnością zasłużył na pierwsze zwycięstwo, a wywalczył je sobie na mistrzostwach świata...
Dziewięć wygranych konkursów Pucharu Kontynentalnego; siedem zwycięstw w kwalifikacjach; cztery triumfy w drużynowych konkursach Pucharu Świata; mistrzostwo świata drużyn mieszanych; brak indywidualnych wygranych, ale dziewięć podiów w Pucharze Świata. I indywidualne mistrzostwo świata na dużej skoczni - tak przedstawia się od dziś CV Markusa Eisenbichlera. Niemiec od dłuższego czasu plasował się w czołówce, ale do pierwszego miejsca zawsze czegoś brakowało. Dziś 27-latek odbił sobie z nawiązką!
- To brzmi dziwnie - nigdy nie wygrałem w Pucharze Świata, a teraz jestem mistrzem świata. Szalone! - skwitował Eisenbichler słowem, które dziś chyba najczęściej padało z jego ust. - To po prostu niewiarygodne. Nie spodziewałem się, że tak dobrze mi pójdzie. To był niesamowity dzień.
Podopieczny Wernera Schustera był oczywiście wymieniany jako jeden z faworytów, a status ten potwierdziły choćby wygrane wczoraj kwalifikacje.
- Wiele osób mówiło mi, że swoje pierwsze zwycięstwo odniosę na mistrzostwach świata. Tych głosów było tak dużo, że z czasem nawet ja w to uwierzyłem - stwierdził.
Były jednak też chwile zwątpienia, które jednak szybko minęły:
- W serii próbnej nie poszło mi za dobrze, przed konkursem trochę się denerwowałem. Szczególnie istotne było dla mnie, by na półmetku mieć kontakt z czołówką. Pierwszy skok był świetny, ale nie perfekcyjny. Przed drugim powiedziałem sobie: ok, musisz zaatakować, bo chcesz zostać mistrzem świata. Mogłem zrobić tylko jedno - zaryzykować wszystko. Tak zrobiłem i wyszło rewelacyjnie.
Jak podkreśla Eisenbichler, dodatkowy smak wygranej daje fakt, iż na podium stanął także Karl Geiger:
- Już w locie wiedziałem, że powinienem poszybować naprawdę daleko; wiedziałem też, że Karl oddał bardzo dobry skok i że stanie na podium. Chciałem znaleźć się na podium wraz z nim! Później wychodziły ze mnie emocje - krzyczałem, płakałem...
Wspomniany Geiger, który w tym sezonie odniósł swoje dwa pierwsze pucharowe zwycięstwa, oczywiście był dumny z osiągnięcia kolegi:
- Jestem niesamowicie szczęśliwy, że Markus mógł wreszcie odnieść swoje pierwsze zwycięstwo. Gdy siedział na belce, miałem po prostu nadzieję, że odda dobry skok - skomentował. - Moje skoki już od treningów były udane, dzięki temu było mi łatwiej, nie musiałem tak mocno naciskać.
Już jutro przed niemieckimi skoczkami duża szansa na kolejny tytuł - nie ma więc czasu, by hucznie uczcić dzisiejszy sukces:
- Dziś nie będziemy za bardzo świętować, ponieważ przed nami konkurs drużynowy. Mam nadzieję, że jutro będziemy mogli cieszyć się jako drużyna - powiedział Geiger, a Eisenbichler dodał: - Wypijemy piwo, a później będziemy przygotowywać się na jutro.