Ryoyu Kobayashi bez wątpienia odniósł dziś wielki sukces. Skromny Japończyk liczy, że jego osiągnięcie pomoże spopularyzować skoki narciarskie w jego kraju...
Z ośmiu serii konkursowych 67. Turnieju Czterech Skoczni Ryoyu Kobayashi najlepszy był w pięciu. To wystarczyło, by triumfować we wszystkich czterech konkursach. A jeszcze przed rozpoczęciem sezonu nikt nie spodziewał się, że Japończyk tak zdominuje rywalizację w pierwszej części sezonu...
- Jeszcze dziesięć dni temu w ogóle nie myślałem o tym, że mogę wygrać ten Turniej - przyznał skromnie Kobayashi. - Bardzo się cieszę ze zwycięstwa, to coś niewiarygodnego. Czuję się niesamowicie.
Na półmetku dzisiejszego konkursu Kobayashi nie był nawet na wirtualnym podium - zajmował czwarte miejsce. Jego skok w drugiej serii pozwolił jednak odrobić niewielką stratę i sięgnąć po czwarte zwycięstwo.
- Przed moją drugą próbą byłem skoncentrowany wyłącznie na tym, aby dobrze skoczyć. Po skoku pozostało mi już tylko czekać, bo sam zrobiłem wszystko, co miałem do zrobienia - tłumaczył Japończyk.
Wśród osób gratulujących Kobayashiemu byli m.in. jego brakt Junshiro czy dwaj zawodnicy, którzy wcześniej zgarnęli "Wielkiego Szlema" - Sven Hannawald i Kamil Stoch. Ryoyu zwrócił jednak uwagę na innego zawodnika, który jest dla niego nie tylko kolegą z reprezentacji:
- Noriaki Kasai jest moim szefem ze strony sponsora. Cieszę się, że był pierwszą osobą, która mi pogratulowała.
Jeszcze niedawno Japończyk opowiadał, że podczas przerwy świątecznej w Japonii sporo czasu musiał poświęcić na udzielanie się w mediach. Po wygranej w TCS zapewne dziennikarze jeszcze częściej będą kontaktować się z Kobayashim, ale jemu raczej to nie przeszkadza, bo ma pewien cel:
- Mam nadzieję, że mój sukces spowoduje wzrost zainteresowania skokami narciarskimi w Japonii - zakończył.