W tym sezonie Bine Norčič sprawuje pieczę nad amerykańską i kanadyjską reprezentacją. Słoweniec dokłada wszelkich starań, aby jego podopieczni mieli jak najlepsze warunki do treningu. Duże wsparcie zapewniają im słoweńscy sympatycy skoków. Trener Amerykanów opowiedział o sytuacji skoczków w USA i stanie Nicka Fairalla...

Słowenia stała się drugim domem dla amerykańskich i kanadyjskich skoczków. Do startów po rocznej przerwie wrócił Mackenzie Boyd-Clowes. Kanadyjczyk zrezygnował z udziału w poprzedniej edycji Pucharu Świata, ponieważ związek poinformował go, że sam musiałby pokryć koszty startów, wynoszące około 28 tys. euro za sezon.

- Na to nie mógł sobie pozwolić. W styczniu tego roku ponownie skontaktował się ze związkiem, aby z pomocą naszych przyjaciół wystartować w tym sezonie. Wciąż musi pokryć większość wydatków, ale ze słoweńskim wsparciem jest mu łatwiej - wyjaśniał Norčič.

Amerykańska reprezentacja mieszka w rejonie Gorenjska, gdzie zapewniono im bezpłatne zakwaterowanie, sami dbają jedynie o swoje wyżywienie. Słoweńska firma użyczyła im vana i samochodu osobowego, a Aleš Peljhan zadbał o ich stroje. Odpowiedzialny za wiązania dla słoweńskich skoczków Peter Slatnar przygotowuje takowe i dla Amerykanów, a Hram Gorjan zapewnia im zakup kombinezonów. Norčič przyznaje, że świetnie współpracuje mu się również z Goranem Janusem. - Treningi mamy właściwie razem ze słoweńską reprezentacją. Podłączamy się do ich treningów i skaczemy w tym samym czasie. Słoweńcy bardzo nam pomagają, szczególnie Janus.

- W Stanach Zjednoczonych było tak, że w skoki angażowały się dzieci, których rodzice mieli pieniądze. Teraz, dzięki tej całej pomocy, powinno być łatwiej skakać i innym. sytuacja nie jest różowa. W narciarstwie alpejskim budżet jest nieograniczony. Lindsey Vonn może wymyślać, co zechce. W USA skoczkowie muszą płacić prawie 2500 euro, aby być członkami reprezentacji. Bez słoweńskiej pomocy nie mogliby startować cały sezon - opisywał sytuację skoczków Norčič.

Słoweńcy będą mieli też wielki wpływ na kolejne pokolenia zawodników ze Stanów Zjednoczonych. Poprzednik Norčiča na stanowisku trenera reprezentacji USA, Clint Jones, jest obecnie odpowiedzialny za młodych zawodników i pełni rolę dyrektora sportowego.

- Dużo czasu spędził w Słowenii i widział, jak pracujemy w młodszych grupach wiekowych. Teraz będzie wprowadzał podobne rozwiązania w USA, aby rozwijać młodych skoczków. Chodzi od klubu do klubu, kształci trenerów i organizuje zgrupowania.

Norčič przyznał, że w ubiegłym sezonie po raz pierwszy poznał prawdziwą gorycz tego sportu - upadek Nicka Fairalla w konkursie w Bischofshofen, a dokładniej jego konsekwencje, były szokiem dla wszystkich związanych z tym sportem.

- Nick został przyjęty do najlepszej kliniki na świecie, która przyjmuje jedynie 80 osób. Będzie tam dwa lata. W NASA opracowują protezę, z pomocą której automatycznie chodzisz. Latem byłem w Nowym Jorku i nie mogłem uwierzyć, że taka pomoc istnieje. Nick jest pozytywnie nastawiony, wraca mu czucie w nogach, ale nie tak szybko, jak się spodziewaliśmy. Nie ma pewności, czy kiedykolwiek będzie chodził. Wszyscy mówią, że cuda się zdarzają, szczególnie takim ludziom jak on, ponieważ jest bardzo pozytywnie do tego nastawiony. Oczywiście potrzeba czasu. Kiedy ostatnio rozmawialiśmy, przekonałem go, żeby pojechał ze mną na zawody do Bishofshofen jako asystent. Zobaczylibyśmy go na skoczni, na której upadł. Był niezwykle szczęśliwy, że mógłby być tam z nami - wyjawił Norčič.