Nie da się ukryć, że japońskie skoki przeżywają spory kryzys. Nie doszło co prawda, na szczęście, do sytuacji z końca lat osiemdziesiątych, ale dla kraju, który kiedyś dominował na światowych skoczniach tylko jedno miejsce w piętnastce to potężna ujma. Zajął je najmłodszy i najlepiej rokujący skoczek – co jest pewnym pocieszeniem dla Kraju Kwitnącej Wiśni. Ale Ito mimo niewątpliwie wysokiej klasy musi się jeszcze wiele nauczyć.
13. Daiki Ito (Japonia) – 511 punktów (2/+24)
W Kuusamo rozpoczął od falstartu. Do pierwszego konkursu nie zakwalifikował w ogóle (zajmując pechowe trzydzieste szóste miejsce, wśród zawodników, którzy musieli startować w kwalifikacjach). Za to w drugim konkursie po pierwszej serii był czwarty (po skoku 130,5 metra), ale nie wytrzymał presji i spadł na miejsce dwunaste. W Trondheim obyło się bez przebłysków (bo za taki nie można uznać dwudziestej lokaty), za to z porażką (bo taką niewątpliwie była trzydziesta ósma lokata). W Harrachovie po pierwszej serii też nie było rewelacji (miejsce dwudzieste drugie), ale fenomenalny skok w serii finałowej (140 metrów!) awansował go na koniec pierwszej dziesiątki. Powtórzył ten rezultat w drugi dzień, a poprawił jeszcze (o jedno miejsce) w Engelbergu. W kolejnym konkursie jednak znowu nie wytrzymał napięcia i z trzynastej lokaty zrobiła się dwudziesta czwarta. Przed Turniejem Daiki był tuż za najlepszą piętnastką Pucharową.
Turniej 4 Skoczni to pierwsze, naprawdę świetne starty młodziutkiego Japończyka. W Oberstdorfie po pierwszej serii był nawet drugi, ale (który to już raz) przez słabe nerwy spadł tuż poza podium. W Garmisch-Partenkirchen już piąty raz z rzędu zmieścił się w pierwszej dziesiątce – tym razem znowu na jej końcu. W Innsbrucku, tak jak w Engelbergu nadrabiał słaby drugi skok dobrym drugim – ale tym razem starczyło to tylko na jedenastą lokatę. Za to w Bischofshofen Ito zanotował najlepszy występ w swej dotychczasowej karierze. W pierwszym skoku osiągnął 127 metrów, co dawało mu dziewiątą pozycję, za to w serii finałowej świetnym skokiem pobił rekord skoczni i awansował na trzecie miejsce! W całym Turnieju uplasował się na pozycji siódmej, a w Pucharze awansował na jedenaste miejsce.
W Willingen w drużynie był jedynym jej jasnym punktem, a indywidualnie po pierwszej serii prowadził! Jednak znowu przegrał ze swoją psychiką i ostatecznie zajął miejsce szóste. Kulm stanowiło przedłużenie dobrej serii – choć w pierwszym konkursie był dziewiętnasty, w drugim znów zajął szóste miejsce, a Titisee okazało się serii tej zakończeniem – tam znowu odrabiał pierwszy zły skok (co dało mu trzynaste i dziewiąte miejsce).
Do Zakopanego Samuraje nie pojechali, a w Sapporo zaczęło się coś co można nazwać wręcz czarną serią Daiki Ito. Konkursy stały tam na naprawdę niskim poziomie, a do trzydziestki kwalifikowali się zawodnicy średni, albo wręcz słabi. Niestety zabrakło wśród nich miejsca dla Ito – dwa razy trzydziesta trzecia pozycja – w drugim konkursie, najwyżej sklasyfikowany w PŚ skoczek Japonii okazał się najgorszym ze wszystkich swoich rodaków. W Pragelato był o oczko wyżej.
O Mistrzostwach Świata zwykle rozpisywałem się przy biogramach skoczków, ale w przypadku Ito można napisać, że był tam i wystąpił. Trzydzieste szóste i trzydzieste pierwsze miejsce to porażka – ale w świetle wyników z Sapporo i Pragelato nikogo to nie zdziwiło. W drużynie na K120 zabrakło dla niego miejsca.
Po Oberstdorfie wydawało się, że będzie już teraz na łeb, na szyję i do końca źle. W Lahti bowiem był czterdziesty pierwszy. Na szczęście końcówkę miał już znacznie lepszą. W Kuopio jeszcze skromnie – dwudziesta trzecia lokata stanowiła jednak zapowiedź dobrych startów w następnych konkursach. W Lillehammer blisko było pierwszej dziesiątki – ale, wiadomo – nerwy (skończyło się na pozycji dwunastej). W Oslo jednak udało się Daiki zająć miejsce dziesiąte. W finale sezonu w Planicy Ito nie odegrał roli decydującej – ale osiemnaste i trzynaste pozycje nie przyniosły mu wstydu.
Co by nie powiedzieć – Ito, choć nie odniósł żadnego zwycięstwa był na pewno najlepszym zawodnikiem ze swojego kraju. Na początku sezonu pokazał na co go stać, a w końcówce udowodni, że słabsze rezultaty nie załamują go (jak na przykład Kranjca). Kto wie, może Ito niedługo będzie następcą Kasaia i Funakiego. Tego mu oczywiście życzę.