Po pierwszej serii poniedziałkowego konkursu Kamil Stoch był faworytem do wygranej. Druga runda zweryfikowała te plany, a Polak musiał pogodzić się z siódmym miejscem. Zadowolony nie był...
Pierwsza seria: skok na odległość 135 metrów, drugie miejsce i prowadzenie w klasyfikacji generalnej Raw Air. Druga seria: 121 metrów, siódma lokata w konkursie i czwarta w Raw Air. Obie odsłony poniedziałkowej rywalizacji w Lillehammer były dla Kamila Stocha całkowicie różne...
- Mogę powiedzieć, że prawie wszystko zrobiłem dobrze - moje cztery skoki były na bardzo dobrym poziomie. Żałuję lądowania w ostatniej serii, bo trzeba było odpuścić trochę i wylądować normalnie, a nie trzymać do końca i wylądować jak pokraka - stwierdził samokrytycznie Polak, który niezbyt chętnie udzielał wywiadów, bo był po prostu zły: - Czuję złość na siebie, bo wiedziałem, że jest spora szansa na zrealizowanie zadań i dobry wynik. Po pierwszej serii otworzyła się taka szansa, ale poległem.
Stoch często powtarza, że winy szuka przede wszystkim w sobie, w swojej technice. Wczoraj jednak nie widział innego wytłumaczenia słabszego skoku, jak niekorzystne okoliczności przyrody:
- Wydaje mi się, że warunki były bardzo złe. Uważam, że skoczyłem dobrze, choć może trener to zweryfikuje.
Dziś kolejna szansa na dobry wynik w Lillehammer, gdzie Stoch trzy razy stawał na podium - w tym dwa razy na najwyższym stopniu.