- No i co, Panie Borku? - powiedział Kamil Stoch do Borka Sedlaka po swoim drugim skoku w dzisiejszym konkursie na Kulm. Jak się okazało, Polak był jednym z beneficjentów anulowania finałowej rundy...
Po pierwszej serii Stoch zajmował dobrą czwartą lokatę, którą chciał poprawić w finale. Nie udało się - najpierw z powodu bardzo krótkiego skoku (159 m w wybitnie niesprzyjających warunkach), później z powodu odwołania drugiej serii, co przywróciło mu czwartą pozycję.
- Dobrze się skończyło. Po skoku w drugiej serii nie byłem wściekły - czasem człowiek śmieje się z tego, co się wydarzyło, i właśnie coś takiego miałem. Faktem jest, że szans nie było, ale sam też nie jestem bez winy, na pewno mogłem zrobić coś lepiej. Można było jednak skończyć konkurs po pierwszej serii - wszyscy wiedzieli, że pogoda się nie poprawi, więc po co to ciągnąć dalej? - mówił po zawodach Stoch.
Komentarz "No i co, panie Borku?", jaki Stoch wygłosił do kamery po drugim skoku, przez wielu kibiców został odebrany jako atak na Borka Sedlaka, asystenta dyrektora Pucharu Świata. Nie takie było jednak zamierzenie polskiego skoczka:
- To nie było złośliwe z mojej strony. Nie chciałem zrobić nic chamskiego, to raczej dla żartu. Nie chcę złorzeczyć na sędziów, bo oni też w takich warunkach mają trudną robotę i nie są w stanie wszystkiego przewidzieć. Pytanie było w kontekście tego, co teraz zrobią - tłumaczył Stoch.
Polak może być zadowolony z przebiegu kończącego się weekendu - wczoraj był siódmy, dziś czwarty. Konflikt z tutejszym obiektem wydaje się więc zażegnany - choć trzeba pamiętać, że nie były to najlepsze wyniki, jakie Stoch osiągnął na Kulm. 15 stycznia 2012 roku zajął tu szóstą i trzecią lokatę (to nie pomyłka, jednego dnia odbyły się dwa konkursy).
- Wyjadę stąd w bardziej pozytywnym nastroju niż w przeszłości. Szkoda mi jednak ostatniego skoku, bo chciałem postawić kropkę nad "i".
Teraz przed sportowcami rywalizującymi w Pucharze Świata zawody na dużo mniejszym obiekcie - w rumuńskim Rasnowie. Dla Stocha rozmiar nie ma znaczenia:
- Każda skocznia ma swoją specyfikę. Myślę, że przejście z większej na mniejszą i odwrotnie przy robieniu tego, co się potrafi, nie jest problemem - ocenił.