Trzecia dziesiątka to już nie przelewki. To próg, który większości zawodników bardzo ciężko przekroczyć. Nie jest to może szczyt osiągnięć, ale i tak skoczków, których się w niej znaleźli nie sposób było przeoczyć. Dla niektórych uplasowanie się w trzeciej dziesiątce klasyfikacji generalnej było sporym sukcesem (Solem, Kuettel czy nawet Higashi), dla niektórych wielką porażką (Widhoelzl, Hannawald). W każdym razie to już szeroko rozumiana światowa czołówka. Zwłaszcza, że między dwudziestym szóstym miejscem, a pierwszą dwudziestką różnice punktowe były naprawdę minimalne.
30. Morten Solem (Norwegia) – 172 punkty
Mika Kojonkoski to prawdziwy "górnik". Wykopuje talenty z najgłębszych miejsc kopalni skoków. Solem przecież kiedyś tylko pojawił się jak meteor i zniknął wydawało się w morzu przeciętności. Tymczasem sezon 2003/04 był najlepszym jak do tej pory w całej karierze Norwega. Najlepiej szło mu w środku sezonu (7 w Libercu), w Zakopanem nawet po pierwszej serii był w ścisłej trójce, ale tego miejsca nie utrzymał. Niemniej przez cały sezon skakał dobrze i równo, co pozwoliło mu otworzyć pierwszą trzydziestkę Pucharu Świata. Choć nie zmienia to faktu, że był dopiero szósty w kadrze norweskiej (dla porównania: szósty Polak był... poza klasyfikacją).
29. Andreas Widhoelzl (Austria) – 192 punkty
Widhoelzl dotychczas miał "etat" na wysokie miejsca w Pucharze, więc ten sezon był jak na niego wręcz fatalny. Choć początek tego nie zapowiadał. Przecież w konkursie w Neustadt wspomagany przez wiatr był nawet na drugim miejscu. Co z tego, skoro potem tylko jeden raz zmieścił się w pierwszej dziesiątce: w lotach w Oberstdorfie był na ósmym miejscu. Poza tym "wybrykiem" skakał wręcz fatalnie. Komentatorzy wszystkich telewizji zastanawiali się, co się stało z wielkim Austriakiem. Choć i ten sezon nie był dla niego stracony (przynajmniej nie do końca). Na Mistrzostwach Świata w Lotach w drużynie zdobył brązowy medal, czym powiększył liczbę zdobytych przez siebie trofeów (o dziwo wcale nie tak dużą). Indywidualnie również tragedii nie było – był bowiem szesnasty. Być może Andi wróci jeszcze do wielkiego skakania.
28. Wolfgang Loitzl (Austria) – 206 punktów
Wolfgang największą uwagę miłośników skoków zwrócił na siebie w Zakopanem, kiedy dokonał wyczynu nie notowanego wcześniej w annałach. Pamiętamy jak ześliznął się po rozbiegu i rozpaczliwie starał się uniknąć upadku na bulę, co mu się na szczęście udało i jego przygoda z perspektywy czasu wydaje się zabawna. Krzywdzące byłoby jednak sprowadzanie wszystkich jego startów do tego konkursu (zresztą w powtórzonym skoku zajął tam raptem 31 miejsce). Loitzl może nie zanotował większych wzlotów, ale i nie miał większych upadków. Otarł się o podium w Willingen – był tam czwarty. Poza tym nie zmieścił się ani razu w dziesiątce. Należy oczywiście dodać, że podobnie jak Widhoelzl zdobył brąz w drużynie. A właśnie tego krążka do drużynowych osiągnięć Wolfganga brakowało. Tak więc Loitzl ogólnie nie zawiódł.
27. Maximilian Mechler (Niemcy) – 209 punktów
Od początku minionego sezonu mówiło się, że Mechler może dużo zdziałać. W Kuusamo tego nie potwierdził, ale w Trondheim od razu znalazł się na podium. A potem... a potem jakby zapomniał o tym i skakał znowu różnie. Ale ponieważ Niemcy w tym sezonie przechodzą pewnie kryzys, do końca sezonu nie wypadł z kadry A i "trochę" tych punktów zdobył. W dziesiątce zmieścił się tylko raz jeszcze i to na samym jej końcu podczas lotów w Oberstdorfie, pomimo tego Mistrzostwa Świata w Lotach miał raczej nieudane. Wydaje się, że Mechler może w niedalekiej przyszłości zagrozić gwiazdom, ale musiałby skakać znacznie równiej.
26. Alexander Herr (Niemcy) – 241 punktów
Pan Alexander zawsze był zawodnikiem solidnym. W różnych konkursach drużynowych podczas rozmaitych imprez nigdy nie zawodził. Indywidualnie jednak skakał przecięnie. Któż więc mógł spodziewać się tak dobrego sezonu sympatycznego Niemca. Już w Libercu i Willingen zajął bardzo dobre siódme miejsce. Potem jednak był konkurs drużynowy. Zanotował w nim upadek. Pamiętam smutek i rozczarowanie komentatora, który ubolewał że w momencie kiedy Herr zaczął dobrze skakać doznał kontuzji ręki i pewnie zakończy już sezon. Jednak ten nie poddał się. Na Mistrzostwach Świata w Lotach co prawda nie wystąpił (choć przyjechał tam z drużyną niemiecką), ale już wkrótce pokazał lwi pazur. W Kuopio był na znakomitym, czwartym miejscu, gdy wydawało się, że to szczyt jego możliwości, w Lahti zmieścił się oczko wyżej i dzięki temu pierwszy raz w długiej karierze zajął miejsce na podium. Wielkie gratulacje, Alexander. Po tym miejscu na podium w konkursach norweskich zdobył raptem trzy punkty, ale i tak miniony sezon był najlepszym w jego karierze.
25. Akira Higashi (Japonia) – 250 punktów
Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że Higashi przeszedł na sportową emeryturę, a przynajmniej zapadł się w przeciętność. Jednak już dwa lata delikatnie zaznacza, że jeszcze jego nazwisko w skokach coś znaczy. W poprzednim sezonie nawet zdobył z drużyną japońską srebrny medal na Mistrzostwach Świata. A w tym – byliśmy świadkami powrotu Japończyka. Pewne sygnały ku temu Higashi dawał już podczas Turnieju 4 skoczni. W Innsbrucku był dwunasty. Potem chwilowy spadek formy, aż wreszcie w Sapporo – eksplozja. W następnych konkursach aż do Lillehammer był zawsze w pierwszej dziesiątce (wyłączając dwa konkursy). Choć na Mistrzostwach Świata w Lotach w konkursie indywidualnym jakby zapomniał o swojej formie, albo nie mógł w nią do końca uwierzyć. Ale w Pucharze Świata jak wspomniałem skakał doskonale, aż trzy razy zajmując piątą pozycję (w drugim konkursie w Sapporo, w Willingen i w Lillehammer). Wszystko by było jak w bajce, gdyby nie nieprzyjemna przygoda na zakończenie w Oslo. Higashi zanotował tam paskudny upadek, podobny do upadku Małysza z Salt Lake, miejmy nadzieję, że to go nie zniechęci do skoków i japoński weteran dostarczy nam jeszcze wiele wzruszeń.
24. Sven Hannawald (Niemcy) – 253 punkty
Pomimo, iż Hanni nie skacze już tak znakomicie jak w poprzednim sezonie, jego startom towarzyszy nieustanny szum medialny. Po fatalnych skokach w Zakopanem zrobił sobie mały odpoczynek, a media podkręcały atmosferę i zapowiadały "Powrót Króla". Nie udało się to niestety. W Willingen zajął trzydzieste szóste miejsce. Ale przecież nic się wtedy nie stało. Sven miał tak naprawdę powrócić podczas "swoich mistrzostw" (wszak MŚ w Lotach wygrał i w 2000 i w 2002, a w 1998 był drugi). Jednak i tu nie wszystko poszło po jego myśli. Zajął w nich dopiero siedemnaste miejsce. Kiedy w Salt Lake nie zmieścił się po raz kolejny w trzydziestce postanowił zakończyć sezon. Sezon, który skończył się tak fatalnie, a zaczął przecież całkiem nieźle. Na otwarcie w Kuusamo był piąty, podobnie w Neustadt, w Lillehammer był nawet czwarty. A i w Turnieju nie było tak tragicznie. W Zakopanem forma jednak uciekła. A jak było dalej napisałem. W każdym razie Hannawald pierwszy raz od sezonu 1997/98 nie zmieścił się w pierwszej piętnastce Pucharu Świata.
23. Andreas Kuettel (Szwajcaria) – 258 punktów
Na początku sezon, szwajcarski trener zapowiadał, że Andi Kuettel będzie liderem ekipy szwajcarskiej, bo jest w życiowej formie. Z tym pierwszym to jednak trochę przesadził. Na właściwą sobie pozycję lidera ekipy powrócił Amman. Jeśli chodzi o życiową formę Kuettela trafił w dziesiątkę. Czasem jest tak, że zawodnik pokazuje się w Pucharze Świata wiele lat, ale nie notuje żadnych znakomitych startów. Z Kuettelem właśnie tak było. Wiele lat temu co prawda jako szesnastolatek zajął w Chamonix 4 miejsce (sezon 1995/96), ale potem nigdy nawet nie zbliżył się do tego osiągnięcia. Tak było do tego sezonu, a konkretnie do zawodów w Libercu. W pierwszy dzień był piąty – wtedy niemal zbliżył się do wyczynu sprzed lat, a w drugim ów wyczyn poprawił – zajął trzecie miejsce i podobnie jak Herr zaliczył pierwsze podium w karierze. Przez cały sezon zresztą skakał nieźle i na poziomie, tak że dwudzieste trzecie miejsce Kuettela jest jak najbardziej zasłużone.
21. Andreas Kofler (Austria) – 263 punkty
Sezon 2002/03 przyniósł światu skoków wielu "młodych wilczków" austriackich. Kofler był chyba nieco w cieniu takich zawodników jak Liegl, Nagiller czy Morgenstern (pomimo faktu, że najlepiej wypadł z Austriaków w Turnieju Czterech Skoczni), ale obok Morgensterna jest jedynym, który dobrą formę zachował też w sezonie minionym. Może nie notował tak świetnych wyników jak sezon wcześniej, ale był widoczny w tym sezonie. Jego "etatowe" pozycje to miejsca w drugiej dziesiątce – plasował się w niej aż dziewięć razy. Trzeba przyznać, że "Kofiemu" bardzo służy nasze zdrowe, górskie powietrze. W Zakopanem był siódmy i piąty. Poza tym w dziesiątce zmieścił się jeszcze tylko w Lillehammer. Odnotujmy, że w nieszczęsnym, niedokończonym konkursie w Kuusamo zaliczył podobnie jak Morgenstern upadek, ale obyło się bez kontuzji.
21. Lars Bystoel (Norwegia) – 263 punkty
Dwudzieste pierwsze miejsce w Pucharze Świata to bardzo dobre osiągnięcie. Chyba, że skacze się w kadrze Norwegii, wtedy nie robi to na nikim większego wrażenia. Aż czterech Norwegów znalazło się przecież w pierwszej piętnastce. W Japonii wydawało się, że i Lars do niej ma szanse się dostać. Po tym jak w Hakubie zajął świetne, czwarte miejsce wielkość była o krok. W końcu do tej pory skakał dobrze i równo, zajmując na przykład ósme miejsce w Innsbrucku. Niestety, świadomość tego chyba Larsa przestraszyła, bo w Sapporo skakał już beznadziejnie. Nie pojechał oczywiście na MŚ w Lotach. Pod koniec sezonu przebudził się jakby, ale nie zanotował już aż tak dobrych rezultatów. Niemniej jednak skoczek z niego jest perspektywiczny i niejedną pociechę norwescy kibice będą z niego mieli – przynajmniej wszystko na to wskazuje.