Wczorajsza informacja o modyfikacji kalendarza Pucharu Świata w zakresie polskich konkursów była sporym zaskoczeniem. Powody zmian tłumaczy wiceprezes PZN Andrzej Wąsowicz.
- Otrzymaliśmy propozycję, by zorganizować dwa konkursy w Wiśle w zastępstwie Willingen i przyjęliśmy ją - oznajmił Wąsowicz. - Zagraniczni trenerzy oprotestowali zawody w Szczyrku i Wiśle zaraz po mistrzostwach świata w lotach. Uznali, że byłoby to zbyt duże natężenie konkursów.
Istotnie - według pierwotnego harmonogramu zawodnicy mieli rywalizować o medale do 17 stycznia, a już na trzy dni później zaplanowany był konkurs w Szczyrku. Maraton miał być kontynuowany w czterech kolejnych dniach - najpierw w Wiśle, a następnie w Zakopanem.
Szczęśliwie dla beskidzkiego ośrodka w kalendarzu zwolniło się miejsce w marcu - początkowo w tym terminie miały odbyć się zawody w Willingen, jednak te przeniesiono na styczeń ze względu na lokalne wybory w Hesji.
- Zgodziliśmy się na przejęcie terminu za Willingen. Dwa dni weekendowe są łakomym kąskiem - stwierdził Wąsowicz.
Dzięki temu w Polsce będziemy mieli dwa weekendy ze skokami - w ten sposób skoczkowie będą dłużej u nas gościć, a program zawodów nie będzie tak skondensowany. Rozgrywanie wiślańskich zawodów w dotychczasowej formule (treningi, kwalifikacje, seria próbna i konkurs w ciągu jednego dnia) było męczące nie tylko dla zawodników, ale również dla obsługi czy dziennikarzy.
Jedynym minusem ostatecznego harmonogramu jest rezygnacja z zawodów Pucharu Świata w Szczyrku - obiekty kompleksu Skalite miały zadebiutować w tym cyklu, a przygotowania były już podobno dość zaawansowane. Wielu kibiców żałuje tym bardziej, że skocznie normalne są wykorzystywane w Pucharze Świata wyjątkowo rzadko - była więc szansa na pewien powiew świeżości i oderwanie się od dobrze znanych obiektów...