Brak istotnych zmian - to, zdaniem Łukasza Kruczka, najważniejsza przed nadchodzącym sezonem nowość związana z przepisami dotyczącymi skoków narciarskich. A jakie są te mniej istotne?
Jak co roku w Zurychu zebrali się przedstawiciele komisji zajmujących się poszczególnymi dyscyplinami narciarskimi. Nie zabrakło również spotkań komisji do spraw skoków, która podjęła ostateczne decyzje odnośnie przepisów, jakie będą obowiązywać w nadchodzącym sezonie.
Wiemy już, że rewolucji nie będzie. Przede wszystkim w zbliżającym się sezonie zimowym nie będziemy oglądać konkursów przeprowadzanych zgodnie z formułą testowaną podczas pierwszych zawodów Letniej Grand Prix (kwalifikacje wliczane do ostatecznego wyniku, start w podziale na grupy w pierwszej serii). Początkowo planowano wprowadzenie takiego formatu zawodów w przypadku lotów narciarskich, jednak po testach zamierzenia te odłożono na bok.
Wbrew informacjom, jakie pojawiły się rano w jednym z popularnych portali, nie będzie też wielkich zmian związanych z grafiką wyświetlaną na ekranach telewizyjnych podczas zawodów. Prawdopodobnie ograniczone zostaną jedynie dane pokazywane przed skokiem zawodnika (brak odległości i liczby punktów z pierwszej serii, pozostanie za to lokata i odległość potrzebna do przekroczenia, aby wyjść na prowadzenie). Na pewno nie będzie natomiast rezygnacji z przedstawienia not za styl czy informacji o rekompensatach za belkę i wiatr.
Istotnych zmian nie wprowadzono również w zakresie sprzętu. Od kilku miesięcy wiemy już, że dopuszczono nieco szersze kombinezony; ponadto zezwolono na starty w ochraniaczach kręgosłupa, jednak nie są one obowiązkowe.
- Testowaliśmy ochraniacze, głównie na Kamilu Stochu. One niewiele wnoszą, a jeśli jest jakaś zmiana, to na minus. Był taki moment, gdy wszyscy rzucili się do testowania, ale potem zobaczyli, że to nic nie daje - przyznał Łukasz Kruczek. - Żadnych istotnych zmian nie ma. To pierwszy od dawna sezon bez zmian sprzętowych i regulaminowych - zakończył trener reprezentacji Polski.